Jeśli ktoś z czytelników sądzi, że będzie to opowieść o Henryku Sienkiewiczu, myli się głęboko. Bohaterem tej historii jest ktoś zgoła inny, ktoś kto co prawda urodził się w tym samym dniu, co autor Trylogii, ale ani z jej duchem, ani z samą Polską nie miał wiele wspólnego. Więcej, on nie chciał mieć z Polską nic wspólnego, a chodzą nawet takie słuchy, że przyłożył rękę do sprawy wielce szkodliwej, do pozostawienia Lwowa po tamtej stronie linii Curzona.
Edward Raczyński rzadko wymieniany jest w panteonie narodowych bohaterów. Przyczyną tego są zapewne jego poprawne stosunki z dworem berlińskim. Tyle, że cóż to za zarzut? Dzięki owym stosunkom oddalił akcję germanizacyjną o kilka dziesiątków lat – gdyby rozpoczęła się ona na początku XIX stulecia, w wieku XX mało kto nad Wartą mówiłby po polsku.
Na procesie w Norymberdze Ribbentrop siedział w pierwszej ławce (…). Kiedy zaproponowano mu, by wziął udział w mszy i pomodlił się wspólnie z amerykańskim duchownym, powiedział, że religia to nie jest biznes, który go interesuje. (…)